niedziela, 14 lipca 2013

z wczoraja.



 To takie z wczorajszego wieczora.


 "Oh, take me back to the start"


Jest mi źle. Bardzo źle.
Każdy kolejny dzień spędzałabym w piżamie. A najlepiej w łóżku.
[Dzięki (?) pracy tak nie jest. Bo muszę wstać, przetrwać, skupić się na tym co robię. Cały czas jestem śpiąca i apatyczna.]
Więc zostają weekendy.

Pojawiła się nutka nadziei gdzieś w mojej obolałej duszy – SSM.
Tylko jedno popołudnie, a tchnęło we mnie ogromną nadzieję.
 Ale potem nadeszły kolejne, zwyczajne, przerastające mnie dni.

Miałam nadzieję, że przyjedziesz pomimo tego cholernego deszczu!
Że w końcu się zobaczymy na dłużej. A ty dodałaś nasze wspólne zdjęcie na fejsbuka sprzed kilku tygodni. To na którym obie jesteśmy tak strasznie szczęśliwe. A przynajmniej na takie wyglądamy.


Rąbnęłam się łokciem o róg ściany. Teraz nie mogę go nawet dotknąć bo boli. Ale mimo to opieram się na nim coraz częściej. Koję psychiczne zawirowania fizycznym odczuciem.


Teraz siedzę na podłodze w salonie, a telewizorze koncert Coldplay’a na TVP Kultura. A ja wcinam lody. A po nich piję herbatę owocową.
I czytam.
I piszę.

I szukam nadziei.




"Nobody said it was easy
No one ever said it would be this hard" 


Jak dobrze pójdzie to może później będzie coś z dzisiaja. Tego już trochę lepszego :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz