środa, 12 czerwca 2013

comeback.



„Our hearts go boom boom, boom, boom..”  -

- w esce (której samej z siebie nie słucham, ale teraz czasem mi się zdarzy, because of The Wanted)

Tadadadam! Powróciłam! :D
Konkretniej to byłam w niedzielę, ale tylko na jakieś 3 h wieczorne i nockę :D

Więc..Spróbuję podsumować tamte FANTASTYCZNE dni.
Pierwszy raz wyjechałam na rajd. W sobotę gdzieś ok. 7. Cel: Pieniny.
Dzień I:
Podróż spoko. Mimo, że tyły zostały zajęte przez mat-fiza rocznik wyżej, poradziliśmy sobie :D Co z tego, że już po chwili z tyłów czuć było specyficzny ‘wycieczkowy’ zapach. Są pełnoletni jakby na to nie patrzeć :P

  • Muzeum PN – nudne jak flaki z olejem. ‘Kiedy to się wreszcie skończy?’ Tyle w temacie. Przyjechałam w góry, a nie do muzeum, w którym właściwie nic nie było. Wychodzimy. Uf! W końcu! Trzy Koronyyy! Jestem Wasza! :D



  • Trzy Korony  - I..to nie było takie proste :P ślisko i błotniście, deszcz, gleba razy dwa :D (teraz tylko nadgarstek boli)



  • Sokolica – to ‘droga powrotna’ - można to tak nazwać :D Jeszcze większe kamienie, prawie w całości pokonywane poprzez trzymanie się rękami za barierki by nie spaść, jeszcze większe błoto. I jeszcze większy lęk wysokości niż na Koronach. No bo tak. Mam lęk wysokości. Nie jakiś straszny, ale utrudniający życie. Na pytanie: ‘Masz lęk wysokości, a jeździsz w góry?’ odpowiedź brzmi: tak. Moja miłość do gór to jak toksyczny związek. Zabija mnie, ale to kocham i nie umiem odpuścić.




Wieczór to masakra. Ka obtarła stopy w glanach, więc przed prysznicem(w trakcie też, ale to nieistotne) walnęła sobie kielicha, żeby nie czuć bólu. W międzyczasie kolacja i jakiś teścik z dnia dzisiejszego. Okazało się, że żętyca (nie wiem jak to się pisze) to malutki owadzik albo chroniona roślina :D A później się zaczęło. Zapomniałam wspomnieć, że balkony pokoi i na każdym piętrze były łączone. U nas: trzy pokoje damskie: jeden z rocznika wyżej, mój z Ki i S. a drugi z dziewczynami z ekipy gimnazjalnej. Ostatni zaś to dwóch maturzystów tegorocznych i M z mojej klasy. Pokój ‘gimbazy’ był bazą wyjściową. Śmierdziało tam gorzej niż w gorzelni, a przez dym na balkonie ciężko było cokolwiek dostrzec. (Mamo – błagam, powiedz, że nie wąchałaś moich ubrań przy praniu :D )





Teksty tamtego wieczora:
Rozmowa z nawalonym w 4 dupy D z mojej klasy:
„To na następnej wycieczce Ty pijesz, a my nie.” – zakończone wielkim śmiechem. Bardziej z tego drugiego niż pierwszego. O dziwo – pamiętał o tym następnego dnia. (cóż – nie wyszło xd )



Prócz tego nauka zaciągania fajka przez Do, laskę z mojej klasy także, która ma astmę. Zakończenie: wielkie rzyganie i kaszel. Powiedziała, że nigdy więcej :D

O. jeszcze rozmowa na temat tego, że się nie uśmiecham i nie chcę jeść ciastek. No bo jak to? Przecież ciastka na doła są najlepsze! Chodziło o to, że są JEDZENIEM. I samo to wystarczy :D

Kuuurcze..długie to się robi. Może jednak podzielę na dwie części..tylko skończę o rajdzie.


Następnego dnia Msza o 6.30, więc zbiórka 6.10. Początkowo byłam jedyna, później już była nas dwójka, a na końcu okazało się, że doszła jeszcze pięcioosobowa grupa. Śniadanko i tu historyczna chwila: Ola je! :O


Wykwaterowanie. (Ki o mały włos nie zostawiła glanów na balkonie :P) a wcześniej mycie zabłoconych butów chusteczkami do tyłków niemowlaków :D
Następnie wyjazd do bodajże Jaworek. Przez Dolinę Białej Wody na Wysoką i powrót Wąwozem Homole. Po drodze kolejna kłótnia z Ż.(o nim napiszę kiedyś więcej bo to ciekawa postać, ale w tym momencie topór wojenny zakopany więc jest okej :D)



Wróciłam. Zjadłam. Przepakowałam się. Z grubsza ogarnęłam Internet i poszłam spać :D


Na dziś może wystarczy. :D Zdjęć nie mam bo ich jeszcze nie dostałam :(
No i oczywiście wszyscy muszą dodawać rozdziały i wszystko jak mnie nie ma albo jestem tuż tuż przed klasyfikacją :(


Trzymajcie się <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz